Mam nadzieję, że będę w stanie wytłumaczyć, iż określenie podstawy psychiki jest nie mniej użyteczne niż wszelkie inne dane w medycynie, nawet jeśli każdy z nas jest inny i ma własną nie­ powtarzalną osobowość. Fundament ludzkiej psychiki, podobnie jak fundament anatomiczny, pozostaje stały, niezależnie od różnic dotyczących wagi, wzrostu czy koloru skóry.

I oto jestem tutaj, w tym słonecznym miejscu, tak daleko od domu, po to, aby wytłumaczyć tę teorię. Przyjechałem tu z własnej woli, ale pewnie nigdy bym się na to nie zdobył, gdyby nie natarczywość przyjaciół, kolegów lekarzy i innych ludzi, którzy zapoznali się już z moją koncepcją i wciąż ponaglali mnie, abym ją wreszcie opisał. Rok za rokiem wszyscy oni popychali mnie w tym kierunku, choć każdy z innej przyczyny. Ktoś zobaczył w niej możliwość łatwiejszego uporania się z ogromem obowiązków codziennego zapracowanego życia. Ktoś inny dostrzegł możli­ wość podniesienia umiejętności w zarządzaniu. Polityk uodpornił się na ataki agresywnej opozycji. Jeszcze inni byli w stanie osiągnąć najwyższy poziom w swoich zawodach – jako śpiewacy, inżynierowie albo sportowcy. Największy jednak nacisk wywierali na mnie moi pacjenci. Pacjenci cierpiący na reumatyczny artretyzm, którzy nauczyli się kontrolować swój ból i agresję. Pacjenci z rakiem, którzy nawet jeśli nie zdobyli umiejętności skutecznej walki ze swoim guzem, osiągnęli równowagę w swoim życiu z nim, co ułatwiło im przeżycie ostatnich chwil. Także i ci, którzy nauczyli się radzić sobie ze zwykłym przeziębieniem. Wywierali na mnie nacisk również moi koledzy, specjaliści różnych dziedzin medycyny, którzy nauczyli swoich pacjentów walczyć z bólem za pomocą prostej kalkulacji, bez natychmias­ towej potrzeby sięgania po środki medyczne, które jedynie odbierają człowiekowi niezależność. Odległa plaża nęci. Miałbym wielką ochotę pożeglować albo poszukać morskich muszli. Mógłbym pójść na długi spacer w słońcu. Być sam, zupełnie sam, bez żadnych myśli. Jestem jednak przykuty do krzesła. Przez wiele tygodni przygotowywałem się do tego zadania. Teraz muszę je wykonać, od początku do końca. Chcę uwolnić się wreszcie od ciężaru, który na siebie przyjąłem, nadać formę moim myślom i uczuciom. Trudno jest znaleźć słowa i skierować je do nieznajomych, którzy nie zadali żadnego konkretnego pytania. Myślę o nieprzespanych nocach spędzo­ nych nad lekturami, które postanowiłem ponownie przerobić. O tych tysiącach razy, gdy to wszystko tłumaczyłem i wyjaśniałem. O czasie, który zainwestowałem, by ten system wprowadzić w życie. Myślę o Marietcie i dzieciach, którzy tak często pozo­ stawieni byli sami sobie, ponieważ ja musiałem wciąż pracować. Ale myślę też o ludziach, którzy choć przyszli do mnie uzależnieni, w dalszym życiu byli zależni już tylko od samych siebie, nie od lekarza, co zdarza się bardzo często. Myślę o przypadkach, którymi zajmowałem się przez lata: bóle kręgosłu­ pa, bóle brzucha, rak w końcowym stadium. Wobec moich pacjentów stosowałem zawsze ten sarn system – tylko język, którym się do nich zwracałem, był za każdym razem inny, dostosowany do sytuacji danej osoby, do jej doświadczeń, jej życia i stanu fizycznego. Widziałem palce pacjenta z artrety­ zmem, które już po niedługim czasie były znacznie mniej opuchnięte, obserwowałem wyraźnie pozytywne reakcje cierpią­ cych na lumbago i ischias. Widziałem pacjentów z białaczką, których skład krwi bardzo się poprawił, i złośliwego guza wątroby, którego rozmiary w widoczny sposób się zmniejszyły. Pamiętam te pierwsze kilka razy, kiedy ja, młody lekarz, posłużyłem się tą teorią, by stoczyć walkę z rakiem, podczas gdy doświadczeni specjaliści nie dawali już chorym żadnych
szans.
Wszystko to mam w głowie, gdyż właśnie stoję w obliczu konieczności przekazania prostoty tych myśli nieznanej mi publiczności, wyjaśnienia mojego sposobu walki z chorobą wewnątrz samego człowieka, za pomocą tego, w co wyposażona jest jego natura i psychika. Nie mówię o sposobie odżywiania się, diecie czy lekarstwach. Mam zaufanie do cudownego mechaniz­ mu, jakim jest ludzkie ciało, które na przykład potrafi wytrącić lub przefiltrować szkodliwe substancje, albo ich nie wchłonąć, i które znajdzie swój własny sposób, aby tego dokonać, pod warunkiem, że nie napotka przeszkód. Mnie interesuje system kontrolny, który stoi za tymi procesami: samym procesom wierzę bez zastrzeżeń. Nigdy mnie nie zawiodły.
W tej oto książce chciałbym opisać, czym jest podstawa – fundament psychiki indywidualnej jednostki, nawet jeżeli jest on niepowtarzalny w każdym z nas. Chcę mówić o tym, że wychodząc z tego samego punktu wyjścia, każdy z nas ma możliwość osiągnięcia swoich zamierzeń przy optymalnym wysiłku. Jakkolwiek książka ta zajmuje się głównie psychiką, pod innym jednak kątem niż znane nam książki z psychologii i psychiatrii. Mój sposób opisywania psychiki jest czysto matematycznej natury. Mam skłonność do ścisłego myślenia, nie jestem filozofem. Dla mnie najistotniejsze jest położenie fundamentu. Tylko wtedy istota ludzka może osiągnąć swój szczyt.
Długo rozważałem, jakie znaczenie ma ten fundament dla człowieka; dla niego samego i dla jego ambicji, w zależności od tego, czy pragnie on być śpiewakiem, atletą czy kierowcą autobusu. Odpowiedź jest tylko jedna. Bez możliwości wolnego wyboru jego optymalny rozwój nigdy nie będzie możliwy. Fundament to podstawa – tak samo jak w budowli. Jeżeli mamy wystarczającą wiedzę na temat psychologicznego fundamentu istoty ludzkiej, jesteśmy w stanie zrozumieć, kiedy na naszej drodze pojawiają się pęknięcia. Znajomość tego fundamentu pozwoli nam rzeczywiście naprawić zniszczenia bez konieczności powierzchownego zalepiania szczelin i dziur.
Przed dziesięciu laty zacząłem analizować drogę powrotną od choroby do psychologicznego fundamentu danej osoby. To prosta metoda, ale rzeczy proste nie są tak chętnie akceptowane jak trudne teorie. Im droższe i bardziej skomplikowane jest leczenie, tym łatwiej ludzie w nie wierzą. Koncepcja, którą zamierzam teraz zaprezentować, została już wielokrotnie udo­ wodniona w praktyce – nie tylko subiektywnie, lecz także obiektywnie przez testy radiologiczne i chemiczne. Wszystko, co chcę Ci, drogi Czytelniku, powiedzieć, zostało już setki razy udowodnione i może być udowodnione także przez Ciebie. Najpierw wewnątrz Ciebie, a potem w Twoich relacjach z innymi. Jest moją nadzieją i pragnieniem, żebyś po przeczytaniu tej książki i Ty także powiedział, tak jak wielu innych powiedziało już przed Tobą: Jakie to proste…